Żywot sondy kosmicznej bywa niełatwy
Tak jak w ostatnim poście opowiadałam o Piekle, tak ten post będzie o kosmosie. Dość pokrewne sobie tematy, prawda? To znaczy, powinny to być lokalizacje dość oddalone od siebie (a może nie, trudno stwierdzić) i kosmos może wydawać się nieco spokojniejszym miejscem, ale jak dojdzie co do czego, to tam również może zapanować chaos podobny jak w Piekle.
Ale do rzeczy, bo jak dotąd powiedziałam jednie, że jest to książka o kosmosie. Ten post będzie opowiadał o książce Nasze imię Legion, nasze imię Bob z serii Bobiverse autorstwa Dennisa E. Taylora.Główny bohater Bob Johanson ginie. Nie, to nie jest żaden spojler, ponieważ Bob Johanson ginie już w pierwszym rozdziale. Widzicie, mówiłam, że będą zaświaty.
Choć w tym przypadku zaświaty są do niego dość łaskawe, ponieważ nie trafia do Nieba, Piekła, Hadesu, ani nie reinkarnuje... Dobrze, może w pewnym sensie tego słowa reinkarnuje.
Reinkarnuje w sondę kosmiczną. Mianowicie, wiele lat po jego śmierci, ludzkość przywróciła jego świadomość i wgrała ją do komputera aby został SI sterującą sondą kosmiczną, szukającą planet do zamieszkania.
I takim sposobem Bob leci w kosmos. A gdy już jest w kosmosie, klonuje się, walczy z wrogimi mu sondami kosmicznymi i szuka inteligentnego życia w kosmosie. Nawet nie taki zły los.
Książka jest z pewnością bardzo humorystyczna i dobrze się ją czyta. Trzeba być oczywiście przygotowanych na terminy typowo science-fiction, ale jeśli czytelnikowi to nie przeszkadza i przywykł już do takiego stylu w książkach, to na pewno książka go nie rozczaruje.
Komentarze
Prześlij komentarz